czwartek, 20 grudnia 2012

Ona.

                                                     Siedziała w pustym pokoju, szary zimny wieczór starał się wedrzeć prze okna do wewnątrz. Lubiła tę porę dnia, zgiełk codzienności powoli zamieniał się w nocny letarg. Codziennie starała się jak najszybciej uciec od ludzi. Zgiełk miasta, zatłoczone tramwaje i setki ludzi, to wszystko wyciskało z niej życie. Nie lubiła wracać pamięcią do początku poczucia strachu i zagubienia. Pamiętała swoje przerażenie gdy zobaczyła je po raz pierwszy. Wtedy jeszcze nie wiedziała  czym są te groteskowe widziadła, senne koszmary spotkane na jawie.


                                     "O, bogowie, o, bogowie moi! Jakże smutna jest wieczorna ziemia! Jakże tajemnicze są opary nad oparzeliskami! Wie o tym ten, kto błądził w takich oparach, kto wiele cierpiał przed śmiercią, kto leciał ponad tą ziemią dźwigając ciężar ponad siły. Wie o tym ten, kto jest zmęczony. I bez żalu porzuca wtedy mglistą ziemię, jej bagniska i jej rzeki, ze spokojem w sercu powierza się śmierci, wie bowiem, że tylko ona przyniesie mu spokój."*


                                                     Pierwsza myśl podpowiadała obłęd, ten bezpiecznik umysłu niepotrafiącego poradzić sobie ze światem.  Potem byli lekarze i diagnozy, coraz to nowsze tak jak i leki mające przynieść jej ulgę. Trwało to kilka lat zanim zrozumiała. Gdy patrzyła na ludzi widziała ich duszę, ciała były jak przeźroczysty balon zamieszkały  przez to co podobno nie istnieje. Najbardziej lubiła patrzeć na dzieci, ich dusze były jak błękitne tańczące płomyki. Nie wszystkie, widziała takie które od najmłodszych lat były okaleczane i maltretowane, ich groteskowe kształty, zdeformowane i wynaturzone, jakby przyczajone w najdalszym zakamarku ciała. Widziała ludzi których dusze zamieszkały demony, podporządkowując sobie gospodarza całkowicie. Umęczone dusze pijaków, narkomanów, ludzi których opanowało pożądanie, starających się ugasić pragnienie którego ugasić się nie da. Lecz najbardziej przerażali ją ludzie o pustych oczach, oni nie mieli duszy, mieszkała w nich przerażająca nicość. Robiła wszystko by unikać ich pustego spojrzenia, miała wrażenie że ta nicość ją wciąga. To dziwne że akurat ona, nigdy nie była religijna , a nawet dość otwarcie mówiła o swojej niewierze, ten świat jest bardzo przewrotny. Czasem spotykała człowieka którego dusza promieniowała taką jasnością i ciepłem że dusze ludzi w pobliżu natychmiast zwracały się ku niemu, tak jakby chciały się chwilę ogrzać i znaleźć moment ukojenia.Wiedziała że są inni którzy widza to co ona, kiedyś zobaczyła dwoje ludzi których dwie pokaleczone dusze zapatrzone w siebie, objęte trwały w uścisku znajdując ukojenie.. Lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy, ona swoje znalazła tutaj, pomagała staremu kapłanowi.

 Zdzisław Beksiński- Bez tytułu






* Michaił Bułhakow " Mistrz i Małgorzata"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz