poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Czarna Wołga

                                                                  Jako dziecko słyszałem że krąży po mieście i porywa dzieci, myślałem że to legenda. Z mroku wspomnień i dziecięcych lęków, niczym wehikuł czasu pojawiła się ona. Czarna jak smoła, błyszcząca lakierem i plująca samogonem z rury wydechowej. Zza uchylonych przyciemnianych szyb dobiegają dźwięki „Kalinki”. Mroczna postać kierowcy raz po raz błyska złotym zębem w złowrogim uśmiechu. To właśnie ona- „ Czarna Wołga”. Nikt nie pamięta kiedy i gdzie widziano ją po raz pierwszy. Może pierwszy zobaczył ją podlaski rolnik, a może murarz z pomorza.    Sadownik z Mazowsza widział jak po przejechaniu Czarnej Wołgi przez jego  sad zgniły  wszystkie jabłka. Następnie demoniczny pojazd zabrał na pokład zielone ludziki i uruchamiając silniki odrzutowe zniknął  w chmurach. W następstwie incydentu sadownik wraz z sąsiadami powołał straż obywatelską  która będzie strzec ich sadów przed tajemniczym wehikułem. Wraz ze wzrostem ilości incydentów akcja samoorganizacji nabierała tempa. Strażnik miejski z Warszawy skonstruował nawet specjalną blokadę do kół która miała unieruchomić tajemniczy pojazd. Harcerze, emeryci i renciści, filateliści i militaryści. Wszyscy zaangażowali się w akcję przeciwko zagrożeniu. Nawet prostytutki przyłączyły się do poszukiwań. Przecież pod latarnią najciemniej i nie wiadomo co tam się chowa. Kibice antagonistycznych klubów piłkarskich po wspólnej mszy postanowili dać odpór zagrożeniu. Zdemolowali wszystkie czarne samochody w swojej okolicy.  






                                                                        W programach informacyjnych fachowcy z różnych dziedzin godzinami rozprawiali o możliwej trasie przejazdu wehikułu, jego budowie i o tym jaką tak naprawdę misję wykonuje. Wojskowi mówili o przygotowaniach do inwazji zielonych ludzików. Ufolodzy w końcu poczuli się traktowani serio, bo uwierzono im że „zieloni” istnieją. Roztrząsano czy Czarna Wołga jeździ na ropę czy na samogon?  I czy to legalne ? Każdy inaczej pamiętał jej kierowcę. Według jednych miał mundur pułkownika.  Inni twierdzą że to cywil ze złotymi zębami, przegryzający suszoną rybę zawiniętą w gazetę. W sklepowych kolejkach i na bazarach była głównym tematem dyskusji. Pojazdowi z piekła rodem przypisywano magiczne właściwości.  Podobno krowy przestają dawać mleko po przejechaniu Czarnej Wołgi, a kobiety zachodzą w ciążę. Po przejechaniu przez autostradę zamieniała ją w drogę usypaną z potłuczonych muszli klozetowych. Gdy pojawiła się w okolicy szpitala, dokonała zagięcia czasoprzestrzeni wydłużając kolejkę do zabiegów w nieskończoność. Ostatnio rozniosła się plotka że widziano ją w okolicach sejmu, a wszyscy tam obecni stracili rozum. Podobno Pan  Marszałek zrezygnował ze swojej funkcji i zajął  się produkcją lasek na eksport do USA. Reszta posłów zamieniła salę obrad w banie i obradowała chłoszcząc się brzozowymi witkami. Pani Premier wydała oficjalne oświadczenie w który zdementowała plotki i zapewniła że wszystko przekopie na metr w głąb aby dokopać się prawdy o Czarnej Wołdze. 

                                                                          Napięcie wydawało się rosnąc z dnia na dzień, a zagrożenie rzucało się cieniem na codzienność. Szukając sposobu na ukojenie niepokoju wpadłem na niemal genialny pomysł. Postanowiłem zniszczyć przeciwnika jego własna bronią. W najbliższym barze zamówiłem setkę. Samogonu oczywiście nie podawali, więc barman napełnił szklankę czystą. Niemal mnie przewróciło, a oczy wyszły z orbit. Barman przyglądał mi się z zaciekawieniem, a po chwili skwitował – Nieprzyzwyczajony. Dyskretnie podsunął mi talerzyk z kiszonym ogórkiem. Zakąska nieco uśmierzyła palenie w gardle, a organizm odzyskał równowagę. Dopiero teraz rozejrzałem się po lokalu. Wystrój nawiązywał do epoki socrealizmu. Właściciel skrzętnie gromadził pamiątki z czasów przewodniej roli partii komunistycznej. Na półkach obrastały kurzem dzieła Lenina i milicyjne kaski. Na ścianie olejny Lenin rozmawiał z chłopami w trakcie żniw. Plakaty zachęcały robotników do większej wydajności w produkcji. Wypity alkohol wchłonął się już do krwioobiegu powodując lekkie otumanienie. Miejsce wybrałem przypadkowo i akurat trafiłem na socjalistyczny skansen. Barman widząc moją konfuzje wprawnym ruchem dopełnił szklankę cicho mówiąc - Na drugą nóżkę ? Obok ogórka pojawiła się skórka razowego chleba. Tym razem nie odważyłem się wychylić szklanki jednym haustem. Otoczenie stawało się coraz przyjemniejsze. Zauważyłem siedzącego na parapecie tłustego czarnego kota. Barman starał się  zacząć rozmowę choć widział moją niechęć . Próbował o pogodzie, kobietach i piłce nożnej. Jako że nie podejmowałem kolejnych wątków, zebrał się do decydującego szturmu. Czarna Wołga nie istnieje- rzucił wycierając  szklankę od piwa. Zbystrzałem czujnie rozglądając się po lokalu. Miałem wrażenie że kot wpatruje się we mnie oczekując reakcji. Jak to ? -niepewnie wyszeptałem.  To tylko zmaterializowane lęki- kontynuował barman. Kot jakby w potwierdzeniu się przeciągnął. Gdy w odpowiednio dużej liczbie osób uda się wzbudzić lęk , on się materializuje i zaczyna żyć własnym życiem. Po materializacji budzi lęk w kolejnych osobach czym sam się wzmacnia- ciągnął swój wywód jednocześnie uzupełniając szklankę. Nie wiem czy pewność w jego głosie, czy wypita wódka powodowała że zacząłem mu wierzyć. Kolejne ogórki znikały w ślad za porcjami alkoholu. Miałem wrażenie że skóra robi mi się od nich zielona. To przejściowe- rzucił barman, jakby czytając w moich myślach. Mój umysł lewitował w oderwaniu od ciała. Kot na parapecie bawił się małym czarnym samochodem drapiąc jego maskę złotym pazurem. Byłem pijany i czułem że to ostatnia chwila na odwrót.  To co rozchodniaczek ? – zapytał barman prezentując garnitur złotych zębów. Odmówiłem gestem ręki i wyszedłem z baru.  Rześkie wiosenne powietrze na chwilę mnie otrzeźwiło. Szedłem chodnikiem starając się trzymać pion. Ulica była zakorkowana. Sznur trąbiących  samochodów,  Czarnych Wołg. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz