czwartek, 31 stycznia 2013

Gra

                                          Siedział na ławce w pustym parku, gołębie wydziobywały okruchy chleba spod jego nóg. Między pożółkłymi palcami trzymał papierosa którym co jakiś czas się zaciągał. Obok niego stała schowana w papierowej torebce butelka, chyba z czymś co niektórzy na wyrost nazywają winem. Park był wyludniony, pusty i brudny. Na trawniku walały się butelki po różnych rodzajach alkoholu, ze śmietnika wylewała się rzeka śmieci. Idealnie pasował do tego obrazka, a mimo to nie miałem ochoty odwrócić od niego wzroku, emanowało od niego ciepło i jakiś rodzaj magnetyzmu który kazał niemal się zatrzymać gdy go mijałem.
-Cześć-wycedził w szczerbatym uśmiechu.
-Nie mam na wino... -asekuracyjnie odpowiedziałem.
-To będziesz trzeźwy - rzucił, jeszcze szerzej się uśmiechając.
To mnie rozbroiło , odwzajemniłem mu uśmiech siadając na ławce. Pierwszym zaskoczeniem był brak charakterystycznego zapachu  bezdomnego pijaka. Ubranie też nie było w tak tragicznym stanie jak się to wydawało na pierwszy rzut oka. Nie potrafiłem określić jego wieku,był jednocześnie stary i młody. Cholera jakiś dziwak.
-Nie próbuj-powiedział, pociągając z butelki.
-Czego ? -Zapytałem zdziwiony.
-Zgadywać ile mam lat, łykniesz -skierował butelkę w moją stronę.
-Nie,dziękuje-nie potrafiłem ukryć grymasu obrzydzenia.
-Nie to nie, sam nie wiesz co tracisz -rzucił i  przypieczętował to dużym łykiem. Na jego twarzy rozlało się zadowolenie. I po chwili kontynuował
-Kolega wyraz twarzy ma raczej niewesoły, sądząc z nastroju i pory spaceru, to chyba życie dopiekło ?
Łatwość z jaką mnie czytał była zaskakująca.
-Nie przejmuj się tym wszystkim -kobieta, kłopoty w pracy to wszystko minie. To tylko gra.
-Gra ?
-Aha
-Jaka gra ?
-Ciekawa, w Boga-Cholerny czubek, pomyślałem. Ale radośnie rozdziawiona gęba która raz po raz pociągała z flaszki budziła sympatie.
-I co pewnie ty jesteś Bogiem ?
-Aha -No to na bank jakiś świr, ciekawe czy tylko tym berbeciem się tak zaprawił.
-Mówię, łyknij sobie będzie się lepiej gadało.-Mimo obaw wziąłem butelkę i pociągnąłem niewielkiego łyka. Nie wiem co to było ale to najlepszy alkohol jaki piłem w życiu. Smakował wszystkimi owocami świata jednocześnie, i do tego był nieziemsko mocny. Gdy zobaczył moje zdziwienie głośno się zaśmiał.
- A nie mówiłem.
- Kurcze, faktycznie -poczułem jak ciepło rozlewa się po ciele, a świat zaczyna nabierać blasku.
- Widzisz,gra w Boga to najstarsza gra świata, przepraszam, wszechświata. Bierze się jakąś fajną planetę z potencjałem i tworzy życie. To jest akurat najbardziej nudny okres, z biegiem czasu i oczywiście naszą pomocą życie staje się rozumne, i wtedy zaczyna się ubaw.- Poczułem że zaczyna mi się kręcić w głowie, a on kontynuował swoją opowieść
- Na początku graczy było wielu, może nawet za wielu. Każdy kamień, każda rzeka i drzewo miała swojego Boga. Ludzie oddawali im cześć i jakoś się to wszystko kulało. W miarę jak ta wasza ludzkość się rozwijała stawała się coraz bardziej leniwa i chciwa. Nie chciało wam się już czcić tych wszystkich Bogów od każdej pierdoły i zaczęliście ograniczać ich ilość, no i oszczędzaliście też na ofiarach, no wiesz zwierzęta, plony i takie tam pierdoły. Ci Bogowie którzy tracili wiernych wypadali z gry. Czasem któryś próbował kombinować z cudami ale reguły tego zabraniają, i tak wylatywał z zabawy. Na następny poziom weszli w zasadzie tylko ci którzy załapali się na monoteizm.
Butelka krążyła między nami i o dziwo nie ubywało z niej. Nie wiem czemu ale wszystkie rewelacje którymi mnie obdarzał przyjmowałem jakbym czytał poranne wiadomości.
- Czyli jesteśmy waszymi pionkami, zabawkami.
- O co to, to nie. Macie wolną wole, nie możemy bezpośrednio wpływać na wasze decyzje. Stwarzamy tylko pewne warunki do waszych działań. Zmieniacie się i poznajecie świat, to co z nim zrobicie to wasza sprawa. My gramy o to który z nas zostanie jako ostatni.
-Ale kim jesteście, spytałem, czując jak plącze mi się język.
-Akurat tego nie mogę ci powiedzieć . Każda gra ma swoje zasady
-A Jezus ?
-No to akurat było moje nieczyste zagranie. Sam nie mogę robić cudów, ale jakaś wybitna jednostka spośród was pomaga mi czasem podkręcić wynik. Z resztą  wszyscy tak robią , nawet ten cwaniak Lucek.
- Lucek ?
-No Lucyfer, Szatan czy jak nazywacie tego wrednego skurczybyka. Wprosił się do gry i ciągle oszukuje. Chcieliśmy go wywalić ale trochę nas poniosło i pozwoliliśmy mu grać na jego zasadach. Cóż Bogowie też bywają próżni myśleliśmy że i tak wygramy. On ma jedno słabą cechę nie potrafi tworzyć może tylko zmieniać. Każdą piękną rzecz zmienia w jej karykaturę. Myślisz że kto wymyślił te wszystkie chore religie z popieprzonymi regułami. Kawał z niego świni, ale czasem lubię jego poczucie humoru.  Wiesz co wczoraj wczoraj odwalił jednemu gościowi? W zamian za jego duszę obiecał facetowi bogactwo do końca życia. Ten tak się cieszył z tej walizki pieniędzy że zagapił się na pasach i wpadł pod tramwaj. Już nie miał nóg a i tak ściskał tą cholerną walizkę. Bogactwo do końca życia - jakieś 15 minut.  Chory sukinsyn, teraz jest górą ale jak mu urządzę mały potop to nie będzie mu do śmiechu.
- Potop ??? Prawie się zakrztusiłem napitkiem
- Nom, potop, ubędzie mu trochę wyznawców- zaczął się śmiać.
- Ale to morderstwo - prawie wykrzyczałem.
- Wyluzuj to tylko gra, i pamiętaj że macie nieśmiertelne dusze.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami, zacząłem zapadać w ciemność. Przez mrok dochodziło tylko- " Pamiętaj że to tylko gra, i uważaj na to cholerne poczucie humoru Lucka..."


                                         





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz