Siedział na ławce w pustym parku, gołębie wydziobywały okruchy chleba
spod jego nóg. Między pożółkłymi palcami trzymał papierosa którym co
jakiś czas się zaciągał. Obok niego stała schowana w papierowej torebce
butelka, chyba z czymś co niektórzy na wyrost nazywają winem. Park był
wyludniony, pusty i brudny. Na trawniku walały się butelki po różnych
rodzajach alkoholu, ze śmietnika wylewała się rzeka śmieci. Idealnie
pasował do tego obrazka, a mimo to nie miałem ochoty odwrócić od niego
wzroku, emanowało od niego ciepło i jakiś rodzaj magnetyzmu który kazał
niemal się zatrzymać gdy go mijałem.
-Cześć-wycedził w szczerbatym uśmiechu.
-Nie mam na wino... -asekuracyjnie odpowiedziałem.
-To będziesz trzeźwy - rzucił, jeszcze szerzej się uśmiechając.
To
mnie rozbroiło , odwzajemniłem mu uśmiech siadając na ławce. Pierwszym
zaskoczeniem był brak charakterystycznego zapachu bezdomnego pijaka.
Ubranie też nie było w tak tragicznym stanie jak się to wydawało na
pierwszy rzut oka. Nie potrafiłem określić jego wieku,był jednocześnie
stary i młody. Cholera jakiś dziwak.
-Nie próbuj-powiedział, pociągając z butelki.
-Czego ? -Zapytałem zdziwiony.
-Zgadywać ile mam lat, łykniesz -skierował butelkę w moją stronę.
-Nie,dziękuje-nie potrafiłem ukryć grymasu obrzydzenia.
-Nie
to nie, sam nie wiesz co tracisz -rzucił i przypieczętował to dużym
łykiem. Na jego twarzy rozlało się zadowolenie. I po chwili kontynuował
-Kolega wyraz twarzy ma raczej niewesoły, sądząc z nastroju i pory spaceru, to chyba życie dopiekło ?
Łatwość z jaką mnie czytał była zaskakująca.
-Nie przejmuj się tym wszystkim -kobieta, kłopoty w pracy to wszystko minie. To tylko gra.
-Gra ?
-Aha
-Jaka gra ?
-Ciekawa,
w Boga-Cholerny czubek, pomyślałem. Ale radośnie rozdziawiona gęba
która raz po raz pociągała z flaszki budziła sympatie.
-I co pewnie ty jesteś Bogiem ?
-Aha -No to na bank jakiś świr, ciekawe czy tylko tym berbeciem się tak zaprawił.
-Mówię,
łyknij sobie będzie się lepiej gadało.-Mimo obaw wziąłem butelkę i
pociągnąłem niewielkiego łyka. Nie wiem co to było ale to najlepszy
alkohol jaki piłem w życiu. Smakował wszystkimi owocami świata
jednocześnie, i do tego był nieziemsko mocny. Gdy zobaczył moje
zdziwienie głośno się zaśmiał.
- A nie mówiłem.
- Kurcze, faktycznie -poczułem jak ciepło rozlewa się po ciele, a świat zaczyna nabierać blasku.
-
Widzisz,gra w Boga to najstarsza gra świata, przepraszam, wszechświata.
Bierze się jakąś fajną planetę z potencjałem i tworzy życie. To jest
akurat najbardziej nudny okres, z biegiem czasu i oczywiście naszą
pomocą życie staje się rozumne, i wtedy zaczyna się ubaw.- Poczułem
że zaczyna mi się kręcić w głowie, a on kontynuował swoją opowieść
-
Na początku graczy było wielu, może nawet za wielu. Każdy kamień, każda
rzeka i drzewo miała swojego Boga. Ludzie oddawali im cześć i jakoś się
to wszystko kulało. W miarę jak ta wasza ludzkość się rozwijała stawała
się coraz bardziej leniwa i chciwa. Nie chciało wam się już czcić tych
wszystkich Bogów od każdej pierdoły i zaczęliście ograniczać ich ilość,
no i oszczędzaliście też na ofiarach, no wiesz zwierzęta, plony i takie
tam pierdoły. Ci Bogowie którzy tracili wiernych wypadali z gry. Czasem
któryś próbował kombinować z cudami ale reguły tego zabraniają, i tak
wylatywał z zabawy. Na następny poziom weszli w zasadzie tylko ci którzy
załapali się na monoteizm.
Butelka krążyła między nami i o dziwo nie
ubywało z niej. Nie wiem czemu ale wszystkie rewelacje którymi mnie
obdarzał przyjmowałem jakbym czytał poranne wiadomości.
- Czyli jesteśmy waszymi pionkami, zabawkami.
-
O co to, to nie. Macie wolną wole, nie możemy bezpośrednio wpływać na
wasze decyzje. Stwarzamy tylko pewne warunki do waszych działań.
Zmieniacie się i poznajecie świat, to co z nim zrobicie to wasza sprawa.
My gramy o to który z nas zostanie jako ostatni.
-Ale kim jesteście, spytałem, czując jak plącze mi się język.
-Akurat tego nie mogę ci powiedzieć . Każda gra ma swoje zasady
-A Jezus ?
-No
to akurat było moje nieczyste zagranie. Sam nie mogę robić cudów, ale
jakaś wybitna jednostka spośród was pomaga mi czasem podkręcić wynik. Z
resztą wszyscy tak robią , nawet ten cwaniak Lucek.
- Lucek ?
-No
Lucyfer, Szatan czy jak nazywacie tego wrednego skurczybyka. Wprosił
się do gry i ciągle oszukuje. Chcieliśmy go wywalić ale trochę nas
poniosło i pozwoliliśmy mu grać na jego zasadach. Cóż Bogowie też bywają
próżni myśleliśmy że i tak wygramy. On ma jedno słabą cechę nie potrafi
tworzyć może tylko zmieniać. Każdą piękną rzecz zmienia w jej
karykaturę. Myślisz że kto wymyślił te wszystkie chore religie z
popieprzonymi regułami. Kawał z niego świni, ale czasem lubię jego
poczucie humoru. Wiesz co wczoraj wczoraj odwalił jednemu gościowi? W
zamian za jego duszę obiecał facetowi bogactwo do końca życia. Ten tak
się cieszył z tej walizki pieniędzy że zagapił się na pasach i wpadł pod
tramwaj. Już nie miał nóg a i tak ściskał tą cholerną walizkę. Bogactwo
do końca życia - jakieś 15 minut. Chory sukinsyn, teraz jest górą ale
jak mu urządzę mały potop to nie będzie mu do śmiechu.
- Potop ??? Prawie się zakrztusiłem napitkiem
- Nom, potop, ubędzie mu trochę wyznawców- zaczął się śmiać.
- Ale to morderstwo - prawie wykrzyczałem.
- Wyluzuj to tylko gra, i pamiętaj że macie nieśmiertelne dusze.
Zrobiło
mi się ciemno przed oczami, zacząłem zapadać w ciemność. Przez mrok
dochodziło tylko- " Pamiętaj że to tylko gra, i uważaj na to cholerne
poczucie humoru Lucka..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz