piątek, 7 grudnia 2012

Kapłan

                                                         Kościół był już prawie pusty, ostatni wierni rozchodzili się do domów, powoli jakby obawiali się mrozu panującego na zewnątrz. Świątynia mimo iż nieogrzewany dawała pewne schronienie przed chłodem i wiatrem. Starsza kobieta skinęła głową mijając ławkę w której siedział. Lubił usiąść w ostatniej ławie i popatrzeć na świątynie z innej perspektywy. Też już odczuwał chłód, myśli powędrowały do plebani w której Ona kończyła szykować kolację.
Gdy tylko w jego myślach pojawiała się jej postać ogarniało go przyjemne ciepło i spokój. Pojawiła się koło 20 lat temu i sprawiła ze stoczył jedną z najcięższych bitew w swoim życiu.  Pomagała na plebani a on z miesiąca na miesiąc czuł jak rozpala się w nim uczucie . W końcu gorący żar pożądania wypalił go jak rozgrzany do czerwoności węgiel wypala spróchniały pień. Przez lata był rozrywany między lojalnością do instytucji której służy, miłością do niej i uczciwością wobec siebie. Zdławił ogień który go palił, a może ten ogień wypalił co było do wypalenia i wygasł. Ona była zbyt prostolinijna by coś zauważyć, przynajmniej taką  miał nadzieję. Może i przełożeni przymknęli by oczy na cichy romans, ale on nie chciał się ukrywać. Chciał całemu światu pokazać to co czuje, niestety  nie potrafił wybrać. Kościół dał mu wszystko, a on był jego wiernym sługą. Nie był wobec niego bezkrytyczny, czasem miał wrażenie, że jeżeli wiara jest biesiadą z Bogiem, to   kościół wystawia rachunek za wynajęcie stolika.  Działo się tak  od zawsze, ludzie potrzebowali przewodników którzy wskazywali im drogę. Tak powstały religie, ludzie podążali ścieżkami które im wyznaczono, zamiast odkrywać swoje a przeżycia duchowe zastępowały puste obrzędy. Dziś nawet to staje się zbędne. Tworzy się nowa religia, wiara w moc przedmiotów którymi ludzie chcą wypełnić przerażającą pustkę. Chodzą po ulicach ściskając w dłoniach relikwie nowej wiary, podarunek od Bogów technologii i świątyń konsumpcji. Psychoterapia zastąpiła spowiedź, niedzielny kac zastąpił rachunek sumienia, o ile ktoś nie zamienił go na rachunek zysków i strat. Źle czuł się w tym świecie, ale musiał wytrwać, dla tych którzy jeszcze nie oszaleli do końca. Widział jak zło, ten pasożyt duszy, rozlewało się po świecie. Atakowało ludzi słabych, a każdy miał jakąś małą słabość przez którą mogło się do niego przecisnąć, zawsze znalazł się jakiś mały kompromis przez który mogło się dostać  i rozsadzić od wewnątrz. Przejmowało kontrole nad człowiekiem stopniowo go sobie podporządkowując, decyzja po decyzji, dzień po dniu, bitwa o przyszłość świata rozgrywała się w każdym  z osobna, codziennie.
 Był zmęczony i stary, ale dziś jeszcze nie odejdzie. Jeszcze nie dziś ......
 Czekał na gościa.

1 komentarz: